piątek, 8 grudnia 2006

wyprawa

    Oj dzialo się u nas przez te dwa dni, dzialo...! Tyle aż, że nie miałam kiedy bloga pisać ;) Najszczęśliwsza babcia na świecie czuje się już dobrze i twierdzi, że nic chorego na serce nie stawia tak szybko i z takim skutkiem na nogi jak zastrzyk atropiny wymierzony prościutko w tenże mięsień. Muszę jej wierzyć na słowo... Chociaż moje oczy też moga to potwierdzić. No i dobrze, że tak się sprawy potoczyly, bo najszczęśliwsza babcia jest nadal z najszczęśliwszym prawiedwulatkiem.
A ponieważ najszczęśliwsza babcia czuje się ok i pozwala się już eksplatować - ha! nawet tego się masochistycznie domaga, natomiast prawiedwulatek uwielbia zakupy w hipermarketach, dzisiaj się na takie wybrałyśmy. Celem było nabycie nowego odzienia dla mnie. Od środy stale słyszałam o braku porządnego płaszcza. I na nic się zdało tlumaczenie, że swój plaszcz kocham i go z siebie nie zdejmę... Najpierw atak przypuścila na mnie najszczęśliwsza, a wczoraj moja wlasna (prawdopodobnie też najszczęśliwsza) babcia otwarty atak kontynuowała podpierając sie reklamami ze sklepów. Ostatecznie skapitulowałam ze względu na argument nie do zbicia, a mianowicie dofinansowanie sprawy przez babcię-prababcię. Z tym argumentem już się walczyć nie dało. I tak dzisiaj rano najszczęśliwsza została poinformowana o moich zamiarach i stwierdziła, że pójdzie ze mną jako doradca, a Piotruś się przespaceruje. Dziecko podsłuchało i nawet nie chciał jeść śniadania, a jeść lubi bardzo... Wykombinowal w tej malej głowinie, że w centrach handlowych są fast foody i pewnie takiegoż dostanie. Sprawa śmieszna nie była, bo dziecko w piżamce i kozakach stalo pod drzwiami czekając na babcię. Babcia migusiem przybyła - uznala, że chleb i obiad dla męża (a mojego rodzica) jest niczym w porownaniu z zakupami. I tym sposobem o 10 bylismy gotowi do wyjścia. Ponieważ pogoda piękna, postanowiłyśmy się udać spacerkiem. A spacerek wypada niestety przez centrum targowe ;) I tam dojrzalam cudo na stoisku kuśnierskim. O dziwo wyglądałam dobrze i nawet nie zrujnowałabym mężusia dokladającego mi do dofinansowania ;) Ale co z centrum handlowym i obiecanym hamburgerem? A poza tym próbowalam podejść do sprawy metodycznie i obejrzeć plaszcze i kożuszki w innych sklepach. Mimo przekonania , że takiego koloru, fasonu i materiału, jak ja chcę, na pewno nigdzie nie ma. Postanowienie moje zahamowała pogoda, która robiąc psikusa schowala slońce. Wylądowałyśmy w Mc D. koło cudokożuszka. Pierwsza myśl była taka, żeby wracać, ale mina prawiedwulatka była zbyt wymowna, żeby odebrać dziecku sens jego wyprawy. Nabyłam wszystko, co prawiedwulatkowi mogłoby smakować (dla babci takież żarełko to czarna magia) i zostawiając najszczęśliwszą z uszczęśliwionym pognałam po swoje wypatrzone cudeńko. Parę chwil potem też już byłam uszczęśliwiona. Zakupy dopelniłam perfumami i wróciłam do domku. A teraz uprzedzam mężusia o wydatkach i o swoim zadowoleniu ;) Ponoć też się cieszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz