czwartek, 14 grudnia 2006

zapiski z pamietnika, bo zaginą kwiecień 2006 r.

Ostatnie wydarzenia spadły na mnie dosłownie jak grom z jasnego nieba. Nie lubię niespodzianek losowych. Niekoniecznie są one przecież przyjemne...
Dużo myślę i przemyślam najróżniejsze sprawy z mojej przeszłości. Odwiedzam, nazbyt chyba często, zakamarki swojej pamięci.
Może to nostalgia, może to refleksja? Lubię gdybać... No bo co by było gdyby... Ale to jednak nie jest najlepsza zabawa dla introwertyków… Najgorzej, gdy taki ktoś, jak ja, dojdzie do wniosku, że wiele rzeczy teraz by zmienił. Co na przykład? Ano właśnie... Moim ukochanym miastem był Kraków. Był? Chyba jest nadal, chociaż ja jestem już taką starszą o 11 lat dziewczynką. Może trochę, troszeczkę mniej naiwną jedynie… No więc Kraków! Taki majestatyczny i przytłaczający mnie swoim pięknem, swoją historią, swoją sztuką i tym czymś, czego nigdy nie potrafiłam nazwać, a co zawsze tam czułam. To tak, jak gdyby mnie coś tam wsysało, wciągało i nie pozwoliło zapomnieć. Czas upływał w innym tempie, kolory były bardziej intensywne - zieleń to zieleń, żółć, to kilka najwspanialszych odcieni... Zapachy, które pamiętam do dzisiaj, nazwy, które wryły mi się w pamięć. Ludzie...
A jednak wyjechałam. Zostawiłam Uniwersytet - moją uczelnię wymarzoną, która w marzeniach jest obecna do dzisiaj. Zostawiłam to, co kochałam. Uciekłam.
Uciekłam? Poszłam za miłością, która i tak by do mnie tam przyjechała, tylko ja wtedy tego nie wiedziałam. Ano tak! I dlatego teraz te myśli... Wróciłam do punktu wyjścia. Chociaż ten punkt wyjścia nie jest już tak sprzyjający wyjściu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz