wtorek, 12 grudnia 2006

zapiski z pamietnika, bo zaginą październik 2006

    Jak to było na naszym początku? Gdzie właściwie mam go szukać? Zbiegło się na początek tegoż wlaśnie tyle wrożb cygańskich i tarota, ze musialo się stać to, co się stalo. Może gdyby nie te leciwe kobiety, ich karty i wzrok dzisiaj byłabym kimś innym, w innym domu, z innymi marzeniami? Jak to dziwnie się plecie i jak bardzo nie mamy wpływu na przyszlość. Chociaż ja mojej chyba nie zamieniłabym. Nie. Na pewno bym nie zamieniła.
    Jesień jest tą porą, kiedy zaczynam wszystko rozpamiętywać. Dziwne, że jesień nastraja mnie tak refleksyjnie - poznaliśmy się w soczystym i pachnącym, uf!!! jak bardzo upalnym  czerwcu. Aż duszno bylo od emocji, a słońce dodawalo blasku i  podgrzewało je, potęgowało. Pewnie przyroda pomagała nam zawiązać podstawy czegoś potęznego, wiecznego. Ale to byl piękny czerwiec... A jednak był  dla nas tylko czerwiec, potem całe lato mijaliśmy się i znajomość rozwijała się listownie. To dopiero wrzesień przyniosl spotkania, marzenia, obietnice, postanowienia. Tak, dopiero jesień stala się dla nas początkiem.
Tyle lat uplynęlo juz od tych obietnic i marzeń, tak daleko czasem od nich odbiegamy, ale zawsze tkwią gdzieś glęboko w nas...
A co z cygankami i ich wrożbami? No wlaśnie... Co z nimi? Miałam w myślach bruneta, one widziały blondyna. Ja myślalam o kimś przy mnie, one widzialy nieznajomego. Ja pomimo marzeń nastolatki myślałam realnie, one wrożyły tajemnicę. Stalo się: blondyn, nieznajomy, tajemnica. Wszystko na przekór mnie i realizmowi.
Cieszę się tylko, że dalam się przekonać i posłuchalam rad starszej kobiety, mądrej cyganki, ktora kazała mi 9 czerwca iść na spotkanie tajemnicy. Nie wierzylam, że w gronie przyjaciol spotkam nieznajomego, a jednak. Jak dobrze, że uwierzylam w moją tajemnicę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz