czwartek, 14 grudnia 2006

złota kaczka i podniesiona energia w domu

   Dziwnym trafem ilekroć wyjdę na zakupy, wydaję całą masę pieniędzy. Nawet kupując to, co niezbędne i przewidziane do zakupu. Normalnie jakieś fatum! A ja jestem w tym całym procederze jak najbardziej niewinna. Nawet nie wiem, jak to się dzieje i kiedy. Jakoś tak z marszu wszystko staje się potrzebne. No i dziwnym trafem zawsze potem, gdy już wracam do domu, zastanawiam się nad złotą kaczką. A raczej nad bajką o złotej kaczce. Wydaje mi się, że nie miałabym problemu z przepuszczeniem ogromnej kwoty na kompletnie nic konkretnego... co zresztą ustawicznie uświadamia mi mężuś Tylko to niestety tylko bajka... Ale pomarzyć piękna rzecz...
Dzisiaj wyszlam niby to na konkretne zakupy. Niby nic specjalnego i niby wszystko zaplanowane. Ale już w drugim sklepie puściły wodze racjonalizmu, a była to ksęgarnia... Potem był ulubiony sklep z ubraniami i promocje w tymże... Potem już niby skromnie - sama chemia do domu, ale i jakiś zapach do kontaktu nowy się trafił, świeczki oryginalne w swojej formie i rożne różności, a przy wyjściu zwerbowało mnie stoisko pani od ulubionych kosmetyków.
Hm... czy mężuś lubi bajkę o złotej kaczce? Dowiem się wieczorem... A teraz zastanawiam się, gdzie taką kaczuchę można by było znaleźć. Zwłaszcza teraz, gdy na każdym kroku na biedną kobietkę czają się podstępnie najróżniejsze promocje i przeceny ;) No bo jak jedna (niejedna) istota slabej płci ma dać sobie radę i pokonać calą machinę marketingową?
W dodatku wczoraj była u mnie Agata. A jak na magiczną przyjaciołkę przystało, musiala mnie wprawić w magiczny nastrój, plus magia świąt i te sprawy... i wyszło, jak wyszlo. Agata twierdzi, że jej też wszystko między palcami przecieka - pieniądze, miłość i życie. Hm... iście magicznie. A przyszła wczoraj z misją! Jest ona mianowicie osobą dbającą o aurę naszego mieszkania i energię w nim panującą. Kilka dni temu przysłała lakoniczną wiadomość sms, cobyśmy swieczkę zapalili w intencji podniesienia energii to lepiej będzie. Niby to latwe - bierze się świeczke i zapałki i robi to co trzeba. Ale jednak po dluższej chwili zastonowienia, nie wydaje się to już takie łatwe... No bo jaką świeczkę? Czy zapałki, czy zapalniczkę? No i jak intencję wyrazić? Tak więc Agata została poproszona o zlożenie oczekiwanej od dawna wizyty i sprawy się wyjaśniły - świeczka jakakolwiek, do zapalenia cokolwiek, a o intencji pomyśleć.
No tak... Energia się istotnie podniosła... Z mężusiem się pokłóciliśmy przed pojściem spać, mężuś się w nocy rozchorowal, a prawiedwulatek cierpiał całą noc na 40- stopniową gorączkę. A ja dzisiaj dostalam łazika po sklepach i pewnie to nie polepszy stosunkow malżeńskich i energii panującej.
Więc może nie wystarczy jakakolwiek i cokolwiek? Ale niech magiczna teraz nie obniża energii - może sama się ona jakoś ustabilizuje...
    A tak a propos moich ostatnich super zakupów... Paprotka jeszcze nie zmarniała, z czego ogromnie się cieszę. Kozaczki jeszcze noszę i tak bardzo mnie nie drażnią. A świecącą kulę, która nie świeciła udało mi się dzisiaj zwrócić w sklepie... Czyli aż tak źle nie jest ;)
A teraz muszę przerwać te zakupowo - hulaszcze wywody, ponieważ prawiedwulatek się własnie zaczyna budzić, a najszczęśliwsza babcia na świecie poszla sobie już od nas sia do dziadka. A prawiedwulatek cierpiący jest ogromnie... Oj biegnę, biegnę biegusiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz