poniedziałek, 23 lipca 2007

w dulszczyźnie tkwiąc?

    Zastanawiam się nad niepamięci cudem i możliwością tkwienia w związkach toksycznych.  Ba! możliwością, a czasem nawet świadomością i chęcią... Jak często wikłamy się w najróżniejsze chore sytuacje? Jak często wychodzimy z nich poranieni i krwawiący okrutnie? A jak rzadko wyciągamy z nich naukę na przyszłość... Nie zastanawiam się tutaj nad miłością tylko. Myślę o związkach w ogóle. O przyjaźniach, znajomościach, koniecznościach ciągnięcia ukladu, który już na stracie jest bez szans. Dlaczego ludzie utrudniają sobie tak bardzo życie i nie są w stanie ustalić zasad stosunków wzajemnych na samym starcie, bądź w momencie zmiany zasadniczej? Dlaczego wytwarza się sieć zobowiązań, uzależnień, wzajemnych rewanżów?
Nie bez powodu zastanawiam się nad sprawą ową... Znowu siedzi mi na głowie znajomość dawna. Nawet przyjaźń ogromna... Jak pomóc jednak komuś, kto przed światem ucieka i wychylić nawet nosa czubek z domu nie chce, izoluje się i staje kontrą do każdej próby pomocy? Nie da się. Nie da się i ja o tym wiem doskonale. Dlaczego zatem jest mi źle? Dlatego, że to przyjaciółka dawna? Może i tak, ale mnie kontakt telefoniczny czy mailowy wystarczy, jeśli jej do szczęścia nic więcej nie braknie. A i tak się dla mnie duchem bardziej niż żywą istotą stała. Nie wiem nawet czy taka rozmowa wprost dałaby jakiś efekt. Nie wiem, czy potrafiłybyśmy swoje myśli werbalizować...
Dlaczego zatem źle mi aż tak bardzo? Dlatego, że społeczeństwo w dulszczyźnie tkwi i kisić się we własnym sosie skrywanych skrzętnie problemów lubi. Dlatego, że pewnych spraw na światło dzienne wyciągnąć nie można, ale cichaczem z pomocą narzucać się należy.
Źle mi, bo sama jedna z jej dawnych przyjaciółek się ostałam tutaj i wszyscy cudu wymagają ode mnie. A mnie zwyczajnie nie chce się już... Może nawet szans powodzenia nie widzę? A może toksyczności przyjaciółki dawnej, bliskiej ogromnie, ale kiedyś, dawno temu, niczym przed wiekami, zwyczajnie boję się...
Dlaczego nikt nie spróbuje, a od kogoś uleczenia wymagają? Może takie toksyną zalatujące sprawy należy własnemu biegowi zostawiać?
A może ja jestem zła i dehumanizacji uległam? Może to właśnie mnie dulszczyzna ogarnęła?
Nie wiem już nic i żadnego wniosku wyciągnąć nie potrafię.  Wiem jedynie, że chcieć to móc, ale chcieć muszą strony dwie, aby chociaż jedna mogła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz