środa, 11 lipca 2007

matrix

    Kiedyś magiczna powiedziała mi, że tak naprawdę to my żyjemy w czymś na wzór matrixa. Jasne... magiczna mi już nie raz w głowie namieszała, ale teraz - myślę sobie - nie dam się! Magiczna jednak silną kobietą psychicznie jest i mnie zna, więc dalej te swoje teorie snuje i snuje... No i wreszcie człowiek się do dyskusji włącza... No i zdziwiona pytam, czy to tak sobie w tych kokonach tkwimy i świat nam się śni? A w myślach powtarzam, że jak tylko powie mi, że tak właśnie, to i tak wiary nie dam. A ona mi, że nie. No i tym mnie znowu z tropu zbiła. Chwilę wahania wykorzystała i tłumaczyć zaczyna jak chłop krowie na rowie, że nie, ale chociaż, chociaż to niby tak, ale nie tak, jak ja myślę... No i to był moment... Poddaję się - mówię. Tłumacz kobieto, bo mnie już zaciekawiłaś... No to magiczna wyjaśnia, że choćby taka kuchenka gazowa (rzecz się działa bowiem w miejscu typowym dla kobiet wyzwolonych i z magią obeznanych, czyli w kuchni), to jest w rzeczywistości inna niż my widzimy. No to ja wtedy w popłoch - Boże! ja  wszak z nią dziecko własne, jedyne zostawiam czasem!... Ale magiczna wyraz twarzy zinterpretowala i w inną stronę uderza. No i mówi mi, że na ten przykład śmigło - gdy się kręci widzimy nie płaty tylko obrys koła. No, no... gotowam chwycić... No i magiczna wtedy sprawę zakończyła zniechęcona...

Jednak ten matrix przypomina mi się za każdym staniem przy kuchence. Często czyli...
Aż tu dzisiaj od kuchenki oderwałam się i wchodzę z kawą w jednej ręce, a książką w drugiej do pokoju dziennego, gdzie mężuś z dwulatkiem czas pierwszego dnia urlopu spędzali miło. Patrzę... Oczom nie wierzę... Dwulatek woła, że to nie on, a mężuś dopowiada, że mnie się tylko wydaje, że tu jest bałagan i że tego stolika rozkręconego to nie widzę...
No jasna cholera... Nic tylko matrix!... osacza mnie ze wszystkich stron!

No i jak tu magicznej nie wierzyć?... (O szczegóły wypytam teraz dokładnie...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz