poniedziałek, 9 lipca 2007

urlop w domowej perspektywie

    Od środy mężuś ma urlop. Całe dwa tygodnie... Niby czasu dużo bardzo, ale już z doświadczenia wiem, że czas urlopowy zawsze kurczy się do granic nieprzyzwoitości. Planów na te wakacje nie robiliśmy... Może pojedziemy na kilka dni nad morze, albo wyskoczymy w Bieszczady?... Ale to też nic pewnego i raczej palcem na wodzie pisane. Postanowiliśmy w tym roku niczego nie planować i zdać się na pogodę, pomysły i chęci.
A chęci są jakieś takie bardziej domatorskie... Chciałabym się wyspać. Chciałabym móc dwulatka najszczęśliwszej podrzucić i pójść z mężusiem na kolację. Chciałabym się zrelaksować i poczytać. Chciałabym pomieszkać we wlasnym mieszkaniu... Hm... może to i dziwne, ale chcę wakacje spędzić w domu własnym...
Może to tęsknota za nami? Może początek nastroju nieprzysiadalnego?... A może potrzeba wygody absolutnej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz