niedziela, 8 lipca 2007

miasto aniołów

    Wczoraj obejrzałam film Miasto Aniołów z Nicholasem Cage'em. Uwielbiam go. Go, tzn. Cage'a. I ten film również. Nie wiem, dlaczego, ale za każdym razem mnie on przeraża, ale również za każdym razem nie mogę się temu filmowi oprzeć. I to wcale nie wątkiem miłosnym jestem przejęta - ten aspekt nawet mnie nie wzrusza... Natomiast wzrusza i jednocześnie przeraża mnie postać Anioła. A raczej postacie Aniołów. Mroczne, wiodące tam... Niemi świadkowie tego, co się staje i co jest nieuniknione. Wieczni. Pozbawieni bólu, wrażliwości na dotyk. Ale nie pozbawieni woli, świadomości i uczuć. Smutni. Z tymi oczyma wiedzącymi więcej. W czarnych płaszczach. Przerażający. Przerażający jak śmierć. Wcale nie niąsący otuchy i radości...
Może tak wlaśnie jest naprawdę? Może to my przyprawiamy im skrzydła, dajemy biel i uśmiech na twarzy?
Anioły z filmu na co dzień mieszkają w bibliotece. Miejsce samo w sobie dziwne na mieszkanie dla Aniołów... Wsłuchują się w ludzkie myśli... pomagają przezwyciężyć trudy życia...
Ilu takich Aniołów mijam codziennie? Ilu takich Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz