poniedziałek, 16 lipca 2007

z innej beczki

    Jak ja lubię wieczory piątkowe. Takie wieczory oddech dające przed sobotą i niedzielą zaplanowanymi skrupulatnie co do godziny i po brzegi zadaniami wypełnionymi...

A jak ja lubię w taki wieczór miły odebrać telefon od teściowej, która głosikiem niby to przepraszającym, a jednak nieprzyjmującym sprzeciwu oświadcza, że zaplanowała, iż z nimi (teściami) w sobotę na wieś pojedziemy... Tak. Dobrze napisałam. Nawet podkreśliłam. Ona zaplanowała. Nie my... Ona za nas, w naszym imieniu i zawiadamia nas kilka godzin wstecz, bo przecież i tak planów nie mamy...

Jak ja lubię sobie wtedy myśleć to i owo.  A do telefonu wdzięcznie się uśmiechać...
 A jak ja lubię potem męża osobistego właściwie ustawić i po godzinie z konkretną odpowiedzią do telefonu wysłać...

Tak... To lubię wtedy najbardziej... Kiedy to nie ja odpowiadam na bzdurne pomysły, które nie szanują naszej prywatności... Ja jestem dobra i kochana i z miłym głosem konwersuję o tym i o owym. A osobisty sprawę wyjaśnia rzeczowo i stanowczo - i przekonany, że sam taki pogląd w sobie wyrobił...

Tak... wtedy czuję się dyplomatką... Zwłaszcza, gdy  w sobotę dzwonię do Niej. I umawiam się z nią na kawę... i ploteczki.

PS. A poza tym, to bardzo lubię pić z Nią kawę i plotkować :) W ogóle Ją lubię. Ale od rządzenia u nas, to ja przecież jestem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz